Wyprawa motocyklowa lato 2014

Wakacyjny rajd motocyklowy 5-13.07.2014, Polska nieznana i niesamowita.

Tegoroczny rajd motocyklowy, którego celem była tzw. „Ściana Wschodnia” naszego kraju, można spokojnie zatytułować, „cudze chwalicie”…..

Po zeszłorocznym dwutygodniowym rajdzie dokoła zatoki Botnickiej, opisanym w grudniowym numerze Medium, w tym roku postanowiliśmy odwiedzić urocze zakątki mało znanej części naszego Kraju, położonej wzdłuż wschodniej granicy.

Nasza grupa niewiele się zmieniła od zeszłego roku, 11 motocyklistów i 4 osoby z tzw. zaplecza technicznego, podążających za nami busem. Dosiadamy głównie motocykli marki BMW, w tym roku przybył nam nowy posiadacz tej marki. Trasę zaplanował nam jeden z kolegów, pracujący w branży hotelowej. Dzięki niemu mieliśmy okazję zobaczyć perełki polskich ośrodków wypoczynkowych.

Rankiem w sobotę 5 lipca, wyruszamy zwartą grupą z Wrocławia. Jedziemy do Wielkiego Głęboczka położonego na pojezierzu Brodnickim, stanowiącym część pojezierza Chełmińsko- Dobrzyńskiego.

Po południu docieramy do Hotelu Głęboczek, Vine Resort and Spa, położonego nieco na północ od Włocławka, pokonujemy około 370 km, aby znaleźć się w pięknie położonym ośrodku nad jeziorem Forbin. Pogoda nam dopisuje, schodzimy nad jezioro i na motorowej tratwie wypływamy na środek jeziora, dokonując degustacji miejscowych win. 

Ośrodek składający się z kilku budynków, otoczony winnicami, przepiękna okolica. Aż żal nam go opuszczać następnego dnia. W drodze do Mikołajek odwiedzamy zamek w Lidzbarku Warmińskim. Zwiedzanie poprzedzone jest rejsem po krętej rzece Łynie. Płyniemy zabytkowymi łodziami, przystosowanymi do warunków współczesnych, słuchając opowieści o historii miasta. Nasze motocykle pięknie prezentowały się na dziedzińcu zamkowym, nie mogliśmy uwierzyć, że obecny jego wygląd to kwestia remontów ostatnich 4 lat. Zjedliśmy obiad, a zwiedzając część zamkową i hotelową uniknęliśmy potężnej burzy deszczowej. Jak to zwykle bywa w upały, po wielkim deszczu suchą drogą zajechaliśmy do Mikołajek, po drodze wstępując na chwilę do Sanktuarium Matki Boskiej w Świętej Lipce. Przepięknie prezentował się kościół w promieniach zachodzącego słońca.

W Mikołajkach mieliśmy dwudniowy postój. Hacel, czyli trójkątny gwóźdź do podkuwania koni, który zalazł się w jednej z naszych opon, przynosi nam szczęście. Niedaleko w Mrągowie odnajdujemy serwis, który nie tylko uporał się z wulkanizacją ale i ze skomplikowanym systemem instalacji elektrycznej rozrusznika w innym motorze. 

Wyruszamy na rejs motorowymi jachtami na jezioro Śniardwy. Sześcio i ośmiotonowa łódź rozwijają prędkości do 60 i 80 km na godzinę. Szybko mijamy liczne jachty żaglowe. Na środku jeziora, krótka kąpiel. Rejs tymi łodziami przy pełnej ich prędkości i licznych zakrętach, skokach na falach prawie wyrywa nam ręce ze stawów. Mocno trzeba się trzymać uchwytów. Świetnie wygląda prędkość tych łodzi dla obserwatorów. Będąc ich pasażerami odczuwamy tą jazdę mocno na kręgosłupie. Po południu cumujemy przy jednej z przystani na jeziorze Tałty, z drugiej strony Mikołajek. Próbujemy jazdy na kole za motorówka, czy na nartach wodnych, kosztujemy miejscowych ryb, które sami przyrządzamy na specjalnych grillach ustawionych na stole.

Następnego dnia pokonujemy trasę 260 km do Białowieży. Po drodze zajeżdżamy do Kiermus koło Tykocina. Znajduje się tam gospodarstwo agroturystyczne, pod nazwą Rzeczpospolita Kiermusiańska. Miejsce niedaleko Białegostoku, polecane każdemu kto pragnie wstąpić na dobry obiad. Przekraczamy specjalną „Granicę Państwa” i zajeżdżamy do Jantarowego Kasztelu, domku Kasztelana. Na dziedzińcu wita nas salwa armatnia. W środku, przepięknie odrestaurowane wnętrza, kolekcje białej broni i broni palnej. Oglądamy replikę pierwszego karabinu, jaki pojawił się w Europie. Próba udźwignięcia potężnego dwuręcznego miecza jedną ręką, nie każdemu się udaje. Przejeżdżamy do dalszych części, zwiedzamy „Domek nad Łąkami”, będący częścią hotelową, urządzoną w dawnym stylu. W karczmie „Rzym” nieopodal, drewnianymi łyżkami spożywamy obiad. Łyżki „jednorazowego użytku”, zatrzymujemy  sobie na pamiątkę wraz ze słoiczkiem smalcu i chleba, w prezencie od gospodarzy. Po obiedzie oglądamy dworskie czworaki, będące również częścią hotelową, udajemy się do hodowli żubrów. Jest to druga w Polsce prywatna hodowla tych zwierząt. Zachęcone jabłkami, chętnie podchodzą do płotu, robimy im zdjęcia, jakoś jednak nikt nie chce „wpaść” na żubra. Na „Żubra” wpadamy dopiero wieczorem, już w Białowieży, w hotelu o wdzięcznej nazwie „ Żubrówka”. Piwo i liczne nasze toasty pod mundialową rozgrywkę nie przynoszą szczęścia drużynie Brazylii, sromotnie tego dnia przegrywają z drużyną Niemiec 1:7.

Znajdujemy się blisko Białowieskiego Parku Narodowego, założonego w 1921r, o powierzchni pond 63 tys. ha. Następnego dnia w godzinach porannych nieliczni wybierają się tam na spacer. Trzeba jechać dalej. Po drodze tuż przed Chełmem Lubelskim zaskoczyła nas ulewa, na tyle szybko i intensywnie, że nawet nie zdążyliśmy zjechać w boczną drogę aby się schronić. Dość mocno przemokliśmy, ale kilka kilometrów dalej już znowu były upały, przez kolejne 30 km wszystkie mokre rzeczy wyschły.

Drogi w tej części Polski nie są najlepszej jakości, spotykani po drodze miejscowi mawiali, że chociaż drogi mają najgorsze w Kraju, to widoki „najpikniejsze”.

Wczesnym popołudniem dojeżdżamy do Zamościa, nasz hotel znajduje się w Rynku. Jedziemy na krótkie zwiedzanie Melexem, a potem zasiadamy w jednej z uroczych restauracji z widokiem na ratusz. Podziwiamy piękno całego rynku i kolorowych kamieniczek. 

Zamość, założona przez Jana Zamoyskiego w 1576r, jest przykładem renesansowego miasta, miasta idealnego, opartego na ścisłej kooperacji przy jego budowie pomiędzy założycielem a niesamowitym jego projektantem, architektem Bernardo Morando.

Pogoda pod wieczór zaczęła się pogarszać, zrobiło się na tyle zimno, że nie wszyscy dotarli do atrium hotelowego, gdzie na dużym, rozwieszonym ekranie oglądaliśmy mundialowe zmagania Argentyny z Holandią (4:2).

Rankiem następnego dnia ulewa. Siedzimy w jadalni hotelowej, a na szklanym dachu nad nami przelewają się hektolitry wody. Prognozy nie są zbyt optymistyczne. Po godzinie podejmujemy decyzję, trzeba jechać. Zakładamy kombinezony przeciwdeszczowe i w potokach deszczu ruszamy. Trasa nie jest dzisiaj zbyt dłua, około 180 km. Wspominamy nasze uprzednie wyjazdy. Ciekawa zbieżność, zawsze gdy mieliśmy do pokonania małe odcinki drogi, w granicach 150- 180 km, wtedy też padał deszcz.  

Dzisiejsza, czwartkowa trasa wiedzie do Arłamowa, dawnego ośrodka Urzędu Rady Ministrów. Obecnie znajduje się tu przepiękny kompleks hotelowy, położony na wzgórzu. Kiedyś był on niedostępny dla zwykłych śmiertelników, ogrodzony, dróg dojazdowych strzegło wojsko. Wrażenie robi sam wjazd do Arłamowa, odcinek drogi ostro opadającej w dół i następnie symetrycznie się wznoszącej, zwieńczony potężną, drewnianą bramą wjazdową. Atmosfera jak z dobrego filmu szpiegowskiego z II Wojny światowej. Nowo wybudowany kompleks hotelowy, zdumiewa swoim rozmachem, pięknem, widokami i wyposażeniem. Tuż za recepcją potężna hala widowiskowa z wodnymi ścianami. Siedzimy na rozległym zewnętrznym tarasie, podziwiając widoki. Korzystamy też z kompleksu basenowego, opalamy się do późnych godzin, podziwiamy zachód słońca. 

Arłamów znany jest też z miejsca internowania Lecha Wałęsy. Budynek, w którym przebywał wtedy Twórca Solidarności, znajduje się na wprost wejścia do hotelu, koło wyciągu narciarskiego. Niektórzy złośliwi mawiali, że Wałęsa został tam od czasu internowania. Jakoś polubił to miejsce i często je odwiedza. Mieliśmy to szczęście, że właśnie tam wtedy przebywał i zechciał nam poświecić trochę czasu. Następnego dnia, ustawiliśmy rzędem motory przed wejściem głównym do hotelu. Prezydent przyszedł punktualnie o umówionej porze, z każdym zamienił kilka zdań, wypowiadał się o markach motocykli. Udało nam się też zrobić wiele zdjęć grupowych i indywidualnych. 

Pogoda nie była najlepsza tego dnia, mżawka i chmury. Jadąc do Zakopanego, stolicy Tatr, ze względu na pogodę rozdzielamy się na kilka grup. Żadna z naszych grup nie uniknęła większej lub mniejszej ulewy, jednak największy deszcz rozwinął się w chwilę po tym jak nasz ostatni motocyklista schował się w podziemnym hotelowym parkingu. Przejechanie tych 300 km zajęło nam około 6 godzin i był to najbardziej męczący odcinek z całej naszej trasy, głównie ze względu na warunki pogodowe. Trudy podróży wynagrodziło nam natomiast wnętrze hotelu Belvedere, basen, sauny i wspólna kolacja.

Następnego dnia, w sobotę, za oknem zastaliśmy pogodę typową dla Zakopanego. Deszcz, niewiele słońca i chłód. Z przewodnikiem górskim, słynnym WIESŁAWEM z Tarnowa, pojechaliśmy do Kuźnic, po drodze zahaczając o skocznie narciarskie, jedyne na świecie położone w tak naturalnych warunkach. Nową kolejką linową (bilety wcześniej zakupiliśmy w Internecie), wjeżdżamy na Kasprowy Wierch. Tylko najodważniejsi wdrapali się schodami przy pełnym deszczu i 5 stopniach Celsjusza na szczyt. Stojąc na górze, przewodnik informuje nas, że ta woda, która nas w tej chwili oblewa, niedługo Wisłą spłynie do Morza Bałtyckiego. Deszczówka z miejsca położonego 2 metry dalej za jakiś czas dopłynie do Morza Czarnego.

Po powrocie do hotelu, niespodzianka. Na łóżkach znajdujemy stroje góralskie. Przebieramy się, ubaw co niemiara, robimy pamiątkowe zdjęcia. Jedziemy tak poprzebierani do karczmy. Tam czeka na nas góralska kapela. Dziewczyny z zespołu zabierają nas do tańca. Wrażenie zrobiliśmy niesamowite. Miejscowi z początku myśleli, że to jakiś zjazd Górali. Czar prysł, gdy jednemu z nas pas góralski osunął się do kolan.

Ale to nie koniec niespodzianek. Odwiedzili nas koledzy, który brali udział w poprzednich wyprawach. Wieczorem tuż przed meczem otrzymaliśmy koszulki z pełnym opisem trasy, którą przebyliśmy, sylwetką kulturysty, w którego twarz każdy miał wklejone swoje zdjęcie. Z boku koszulki wypisane cechy indywidualne każdego z nas. Jest to nasz ostatni wieczór. Jakoś nie robi na nas wrażenia mecz Holandii z Brazylią (3:0). 

Niedziela o poranku przywitała nas piękną pogodą. Aż nie chciało się wyjeżdżać. Zostało nam 350 km do Wrocławia. Ruszyliśmy. Każdy chciał obejrzeć w domu mecz finałowy Niemcy- Argentyna (1:0). 

opis zdjęć:

  1. Resort, Hotel Głęboczek
  2. Nasze pojazdy w Lidzbarku Warmińskim
  3. Sanktuarium w Świętej Lipce
  4. Łodzią po Jeziorze Śniardrwy
  5. Grill i odpoczynek nad Jeziorem Śniardwy
  6. Rzeczpospolita Kiermusiańska
  7. Poranek w Białowieskim Parku Narodowym
  8. Rynek w Zamościu
  9. Arłamów
  10. Spotkanie w Arłamowie 1
  11. Spotkanie w Arłamowie 2
  12. Na szczycie Kasprowego Wierchu
  13. Góral Ci ja Górol….
  14. Zjazd Górali…..Zakopane
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014
Wyprawa motocyklowa lato 2014